sobota, 16 stycznia 2021

134. Życzenia noworoczne

Jay Friedman, 8 stycznia 2005, tłum. Łukasz Michalski

Mam takie życzenia na Nowy Rok: Chciałbym, aby puzoniści wszyscy i wszędzie zdali sobie sprawę z tego, że puzon jest, przede wszystkim, instrumentem brzmiącym i w związku z tym chcieli więcej czasu i przemyśleń poświęcić wytwarzaniu wspaniałych dźwięków. Nie zliczę nawet, ileż to razy ktoś zaczynał grać dla mnie, a ja pytałem: „Czy chcesz, żebym Cię zapamiętał z takim dźwiękiem?” W odpowiedzi zawsze słyszałem „nie”. To, co zawsze powinieneś mieć ze sobą, to twoje najlepsze brzmienie. Nieważne - wczesny poranek, usta w fatalnym stanie, tydzień nie grałeś, czy jeszcze coś innego - Twój dźwięk musi być najlepszym brzmieniem, jakie potrafisz wydobyć, choćby miała to być tylko jedna nuta. Ja zawsze zaczynam od środkowego B i wiem, że natychmiast pojawi się tam moje najlepsze brzmienia, nawet wówczas, jeśli nie będę miał wystarczającej elastyczności. Ćwiczenia rozgrzewające służą elastyczności, a nie jakości dźwięku Nie grasz pierwszej nuty dnia dla ciekawości, aby usłyszeć, jak dzisiaj brzmisz, ale emitujesz pierwszy dźwięk wspaniałym brzmieniem, a następnie starasz się uzyskać podobne brzmienie w całej skali. Po to są rozgrzewki. Nie zważając na to, jak źle się czują Twoje usta, możesz wydobyć środkowe B znakomitym brzmieniem, jeśli będziesz miał silne mentalne przekonanie o ważności tego dźwięku dla Ciebie. 

Moje kolejne życzenie noworoczne jest o tym, żeby każdy grał piękniejszym legato. Ostatnio dużo o tym pisałem, więc nie zamierzam się teraz rozwodzić, przypomnę tylko komentarz Marcina Lutra (przy tworzeniu śpiewnika kościelnego) „Dlaczego diabeł (w sensie świeckich piosenek) miałby mieć wszystkie dobre melodie?” Trawestując: „Dlaczego jazzmani mieliby mieć wszystkie dobre legata?” Otóż to!

Życzenie nr 3 dotyczy sposobu rozpoczynania pierwszej nuty przez wielu grających. Życzę puzonistom, aby zwracali większą uwagę na sposób rozpoczęcia dźwięku. Poza przeraźliwym „dła” jest jeszcze wiele innych, podobnych sposobów kiepskiego rozpoczęcia dźwięku. Zamierzam niedługo napisać o tym artykuł. 

Nieco czasu chciałbym poświęcić na rozmowę o ćwiczeniu i o tym, co przez ćwiczenie chcemy osiągnąć. Czy celem sesji ćwiczeń ma być zagranie jak największej ilości materiału w zadanym czasie? Znam wielu, którzy przegrywają mnóstwo materiału na raz i kończą z tym samym brzmieniem, z którym zaczęli. Chcemy zagrać bardzo dużo, ponieważ daje to nam poczucie znacznych osiągnięć. Wielokrotnie każę komuś zagrać Rochuta, a potem wracamy na początek. Będę pracował nad pierwszą frazą (choć zawsze chcą iść dalej...) dopóki nie sprawię, że będą ją grać swoim najlepszym dźwiękiem, najlepszym legato, najlepszym frazowaniem, najlepszą artykulacją i możliwie najlepszą intonacją. Możemy pracować nad czterotaktową frazą przez 30 lub 45 minut. To praca intensywna i zazwyczaj niechętnie akceptowana przez ucznia, ale w końcowym rachunku najbardziej wartościowa. Staram się uświadomić, że jeśli potrafisz zagrać cztery takty lepiej niż kiedykolwiek, to możesz całą etiudę grać znacznie lepiej, a to ten sposób ćwiczenia, który prowadzi do stałej, stopniowej poprawy. Z tego da się wywnioskować nie ile ćwiczysz, tylko jak ćwiczysz. Czasem bywa, że celem mojego ćwiczenia jest po prostu uformowanie, lub poprawienie kształtu po okresie całkowitego niećwiczenia, lub rzadszego kontaktu z instrumentem. Wtedy ćwiczę rzeczy, które znam dobrze, z myślą o idealnej intonacji, lub doskonaleniu utworów, które już umiem. Tu celem będzie budowanie wytrzymałości poprzez możliwie najdłuższe granie bez przerywania, dlatego gram to, co już znam. Nawiasem mówiąc, kiedy mam przed sobą coś podobnego do Bolero, to ćwiczę nie tylko ten fragment. Będę ćwiczył rzeczy, które są znacznie bardziej stresujące w wysokim rejestrze, to znaczy położone wyżej i dłuższe, aby, dzięki przygotowaniom, uformować pole marginesu bezpieczeństwa. Z drugiej strony, jeśli chcę pracować nad podstawami, nie mając na celu konkretnego wykonania, to będę ćwiczył takie rzeczy, jak Arban i Kopprasch. Ćwiczenie etiud w średnim i średnim niskim rejestrze daje najlepszą ogólną formację do grania w ogóle. Pamiętam, jak mój pierwszy nauczyciel, Vincent Cichowicz, dał mi do grania etiudy Oskara Blume. Wtedy zamieniłem baryton na puzon; te etiudy był dla mnie trudne i okropnie niewygodne z powodu przewagi średniego i niskiego rejestru. Te etiudy, a także Arbana, ćwiczyłem przez kilka lat, zresztą gram je nadal i myślę, że ciągle to działa równie dobrze, jak wówczas, kiedy w stosunkowo krótkim czasie zmieniło mnie w puzonistę. A co do Blume, to niezmiennie uważam jego duety za jedną z najpiękniejszych rzeczy w literaturze.

Mam ciekawe informacje w sprawie instrumentów. Po latach namawiania Bacha, aby zrobił coś w sprawie swojego puzonu altowego, na którym niewielu grało lub chciało grać, w końcu udało się stworzyć zupełnie nowy model. Do tej pory poszukujący puzonu altowego mieli niewielki wybór między instrumentem amerykańskim i drogim modelem europejskim, który nawet nie całkiem spełniał wymogi stawiane instrumentowi orkiestrowemu. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku nowy instrument będzie gotowy. Proszę przeczytać mój artykuł na temat puzonu altowego, aby zapoznać się z pomysłami, które planuję umieścić w tym projekcie. Spodziewam się też, że nowe cienkie dźwięczniki, jako opcja dla modeli 42 i 50, będą gotowe w najbliższych miesiącach. Wszystko po to, aby odtworzyć brzmienie dźwięku starych instrumentów produkowanych jeszcze, gdy Bach miał siedzibę w Mt. Vernon (NY).

Szczęśliwego Nowego Roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz