sobota, 15 grudnia 2018

121. Niemiecki puzon

Jay Friedman, 08.11.2003r., tłum. Łukasz Michalski

Wróciłem właśnie (w roku 2003!) z dwutygodniowego tournée Chicago Symphony po Japonii. Tamtejszy mój przyjaciel ma kilka pięknych niemieckich puzonów, współczesnych i dawnych. W latach 40' i 50' kilku zagranicznych nauczycieli, mających wpływ na japońską „blachę”, pochodziło ze starej niemieckiej szkoły. Te związki są do dzisiaj widoczne. Niestety, świat nam maleje z dnia na dzień; to sprawia, że poszczególne style stają się coraz mniej odróżnialne. Mam nadzieję, że nasz blaszany świat, a szczególnie puzoniści, potrafi zachować swe najlepsze tradycje w stanie nienaruszonym, przyjmując jednocześnie to, co najlepsze w wyłaniającym się stylu międzynarodowym.

Blacha brzmiąca po niemiecku to coś, w czym byłem zakochany od czasów studenckich. Starałem się grać tak, jak sobie wyobrażałem grę najlepszych muzyków europejskich. Oczywiście nie miałem pojęcia jak naprawdę brzmią, bo w tamtych czasach (późne lata 50') w ogóle nie było zbyt wielu nagrań, a jeszcze mniej nagrań blachy, czy puzonu. Pierwszy niemiecki puzon kupiłem w roku 1959. To był „Schopper”. Moim pierwszym puzonem altowym był Latzsch, kupiony w roku 1966, na którym gram do dzisiaj. W roku 1967, ponieważ z altowego byłem bardzo zadowolony, kupiłem puzon tenorowy Latzscha. Przez ostatnich lat trzydzieści szukałem instrumentu Kruspe, który uważam za uosobienie klasycznego niemieckiego brzmienia i od niedawna taki stary puzon posiadam. Dużą menzurę, rozmiaru dokładnie pasującego do obecnych ustników z dużym trzonkiem. Kształt ma nadzwyczaj delikatny i wielokrotnie był naprawiany. Jego dźwięcznik jest cienki jak papier i wyjątkowo miękki. Szereg alikwotów stroi niemal idealnie, instrument odzywa się i brzmi pięknie. Max i Heinrich Thein właśnie budują nowoczesną kopię tego puzonu, chcą oddać nawet rodzaj stopu użytego w tej starej trąbie. Z wielką nadzieją oczekuję owego eksperymentu.

Brzmienie puzonu niemieckiego jest zupełnie inne niż amerykańskiego. Współczesny puzon typu amerykańskiego ma niesamowitą zdolność skupiania brzmienia w głośniejszej dynamice. Wewnątrz dźwięku znajduje się rdzeń, który, jeśli wymknie się spod kontroli, nabiera laserowej ostrości. W dynamice cichszej brzmienie ma tendencje do rozlewania się i utraty dźwięczności. Roztrąby tych instrumentów są znacznie grubsze i twardsze, niż w klasycznych puzonach typu niemieckiego. Klasyczne niemieckie puzony cechuje, jak się wydaje, równomierne spektrum brzmieniowe w całym dźwięczniku, z mniejszym rdzeniem, lecz i większym rezonansem w cichszej dynamice. Ze względu na miękkość i niewielką grubość blachy trudno jest z nich wydobyć fortissimo potrzebne dzisiaj do wielkiego brzmienia orkiestry. W piano jednak dają brzmienie gęste i nasycone.

W niemieckich puzonach starego typu nie ma „duszy”, ale jest swego rodzaju zwężka w szyjce, przy wejściu ustnika. Brak też kranika do spuszczania wody oraz dostrojnika. Dostrajanie odbywało się poprzez dociskanie sprężyn suwaka w pierwszej pozycji. W sumie była to jedna długa rura od początku do końca. Nic dziwnego, że wiele z tych starych puzonów odzywało się i brzmiało tak dobrze. Metalowy wieniec (korona) w różnym stopniu pokrywała brzeg dźwięcznika, najwyraźniej w celu zwiększenia łatwości gry w głośniejszej dynamice.

Ciekawe, ze Vincent Bach zastosował element starego stylu, umieszczając zwężkę Venturiego w puzonowych szyjkach. Można przypuszczać, że im bliżej zadęcia znajduje się "dusza" tym bardziej dźwięk staje się skupiony, a głośne granie jest łatwiejsze. Oczywiście i na odwrót, jakość brzmienia w cichszej dynamice ucierpi w takim wypadku. Namawiam Bacha do wykonania kilku puzonów z cieńszymi dźwięcznikami, by spróbować odzyskać część tego brzmienia. Później o tym opowiem.

Nawiasem mówiąc, kiedy trafiłem do orkiestry, sekcja puzonów (panowie Crisafulli i Kleinhammer) powiedzieli mi, że kiedyś grali na puzonach Schmidta. To były trąby o dużej menzurze i sporym, dziesięciocalowym dźwięczniku. Tenorowe i basowe miały równie duże dźwięczniki. Sekcja puzonów CSO grała na nich przez 30, czy 40 lat, a przed rokiem 1950 zmienili na puzony Conn. Pamiętam, jak Renold Schilke mówił, że po przejściu na Conn'y „całe życie uciekło z brzmienia”. Uwielbiał brzmienie instrumentów niemieckich; amerykańskie go nie zadowalały.

Grałem na kilku puzonach Schmidta; bardzo trudno było uzyskać na nich takie brzmienie, które dziś uważamy za oczywiste. Suwaki mosiężne, niczym nie pokryte, a wydobycie dźwięku fortissimo było bardzo nieefektywne. Nawet zwykłe forte wymagało ogromnej ilości powietrza. Współcześni niemieccy wytwórcy odeszli od starego klasycznego brzmienia i dawnej konstrukcji, gdyż teraźniejsi europejscy muzycy wymagają od instrumentów łatwości i wydajności w stylu amerykańskich instrumentów. Używa się bardzo niewielu używa w dawnym stylu, co według mnie jest powodem do wstydu. Słuchając wspaniałej europejskiej orkiestry chciałbym usłyszeć bardzo indywidualny rodzaj brzmienia i stylu, unikalny dla danej tradycji. Takie orkiestry, jak Filharmonia Berlińska zachowały te tradycje (hm...- przyp. tłum), a ja chciałbym, żeby więcej orkiestr zrobiło to samo. Jeśli ktoś chce grać na instrumentach klasycznych, to zwykle musi znaleźć stary instrument, co może się okazać zadaniem zniechęcającym.

Któregoś pięknego dnia mogę się po prostu zdobyć na taką starą trąbę w niemieckim stylu (lub współczesną replikę) i grać na niej przez resztę życia.

P.S.
Właśnie dostałem nagranie kwartetu puzonowego Horsta Rascha z serii audycji radiowych niemieckiego radia, z końca lat 40' i początku 50'. Nagranie ma pewne cechy starego niemieckiego stylu grania, a ja zakładam, że grają na niemieckich instrumentach. Prezentowane utwory to dawna muzyka ludowa, grana w znakomitym stylu i bardzo dobrym brzmieniem. Jeśli ktoś wie więcej o tej grupie, jej instrumentach czy historii, to byłbym bardzo taką wiedzą zainteresowany.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz