sobota, 16 września 2017

102. Śpiewając i nucąc


Jay Friedman, 2.02.2010r., tłum. Łukasz Michalski


Dla chcącego zrozumieć, czym jest dźwięk doskonały, nic nie będzie bardziej pouczające niż słuchanie śpiewaków i analizowanie tego, czym od pozostałych różnią się znakomici wokaliści i wspaniałe głosy. Odmian głosów jest tyle, ile różnych brzmień instrumentów; każda osoba ma swe brzmienie specjalne, lub całkiem niespecjalne. W jakimś stopniu rodzimy się już z tendencją do pewnego rodzaju brzmienia; to, jak bardzo możemy na nie wpłynąć, jest kwestią naszego zdeterminowania.

Śpiewacy twierdzą, że już rodzą się z określonym głosem, a nawet z określonym rodzajem wibracji i nie da się tego zmienić. Nie byłbym taki pewien, gdyż uważam grę na blaszanym instrumencie, szczególnie na puzonie, za bardzo podobną do śpiewania. Dzięki pilnej pracy i własnym poszukiwaniom jesteśmy w stanie wpływać na swój dźwięk. Rozpoczynamy z określonym typem dźwięku, a potem, przez lata pracy i studiów, upiększamy i doskonalimy brzmienie. Zadziwiające jednak, jak wielu grających dotąd nie wyobraziło sobie brzmienia, jakie chcieliby uzyskać. Oczywiście, jeśli czegoś brak w mózgu, to nie powstanie w organizmie, tym samym nie przekształci się w dźwięk.

Co sprawia, że wokalista brzmi wspaniale? Uważam, podobnie jak wielu innych, że głównym składnikiem znakomitego dźwięku jest obecność czystego, mocnego i skoncentrowanego rdzenia. Napisałem „wielu innych”, albowiem artyści mający brzmienie właśnie tej jakości powszechnie uznani są za największych śpiewaków swoich czasów. Taki rdzeń w dużym stopniu ułatwia emisję dźwięku o wyraźnie określonej wysokości, owej znamiennej cechy wspaniałego śpiewu (i grania). Jest mnóstwo śpiewaków, nawet bardzo znanych, którzy nie potrafią wydobywać dźwięków o wyraźnie czystej wysokości; emitują szerokopasmowy, niezogniskowany dźwięk, któremu ewidentnie brakuje brzmienia i konkretnej wysokości. Niektórzy śpiewacy stosują też bardzo rozchwiane vibrato, które zaciemnia wysokość i czystość głosu. Może to być powodowane utratą centrum intonacyjnego, lub być stosowane głównie dla zamaskowania sporych braków zogniskowania wysokości dźwięku. Jest to dość powszechne wśród większych głosów, mam tu na myśli wszystkie, od sopranów aż po basy.

To tak, jak w przypadku instrumentalistów - im niższa tessytura, tym większy problem wyrazistej wysokości i skoncentrowanego brzmienia. Piccolo nie ma z tym problemu, ale tuby i puzony już tak. Wszyscy szukamy „pięknego dźwięku”. Co sprawia, że brzmienie jest piękne? Według mnie to dźwięk, mający w centrum rdzeń z czystego złota, umożliwiający wytwarzanie alikwotów, dzięki mocnemu tonowi podstawowemu i energetycznemu strumieniowi powietrza zamkniętemu w ograniczonej przestrzeni; bardzo podobny do brzmienia dzwonu. Jednym z najlepszych przykładów jest uderzanie marimby pałeczką. Mógłby to być każdy uderzany pałeczkami idiofon, ale marimba wykorzystuje ten sam rejestr, co puzon. Aby osiągnąć najlepsze brzmienie, uchwyt pałeczki musi być możliwie najbardziej luźny i swobodny, w żadnym wypadku niezaciśnięty. Prawidłowa metoda uzyskania dźwięku najlepszej jakości podczas uderzania w marimbę, to także najlepszy sposób wytwarzania dźwięku na instrumencie dętym. Pałeczka powoduje wibrację sztabki w sposób podobny, jak podmuch powietrza sprawia, że usta wprawiają w drgania słup powietrza w instrumencie. Ten sam styl rozpoczęcia najbardziej brzmiącej nuty jest wspólny dla tych instrumentów.

Więc, jeśli chciałbyś przeprowadzić cenne śledztwo w sprawie swoich potrzeb, czy też na temat tego, jak powinieneś zabrzmieć, to przejrzyj szerokie spektrum śpiewaków - operowych, recitalowych, oratoryjnych i sprawdź, co właściwie sprawia, że są wielcy. Założę się, że odkryjesz, iż są takimi (bez względu na wielkość swych głosów) dzięki czystemu, skoncentrowanemu i masywnemu rdzeniowi, zdolnemu wzbudzić wszystkie alikwoty. Jeśli masz szczęście, będziesz potrafił osiągnąć to, co wielki szwedzki tenor Jussi Bjorling: im głośniej śpiewał, tym głos mu potężniał. A jeślibyś chciał usłyszeć, jak brzmi masywny rdzeń ludzkiego głosu, to posłuchaj kilku nagrań Lauritza Melchiora, największego wagnerowskiego tenora wszechczasów. Inni moi ulubieni śpiewacy z dawniejszych czasów to włoska sopranistka Amelita Galli-Curci, lub do niedawna jeszcze czynnie śpiewająca sopranem Niemka Ruth Ziesak, która dla mnie jest chyba najwspanialszym wzorem współczesnego muzyka/śpiewaka.

Hmmmmmmm........ przyjrzyjmy się temu. To brzmienie przypomina to, co czuję, gdy gram coś w średniej, lub cichej dynamice i wszystko idzie dobrze. Czuję się tak, jakbym sobie nucił pod nosem. Moje zadęcie jest na tyle mocne, jak być powinno dla uzyskania ładnego, wyraźnego i czystego brzmienia (patrz wyżej). Lekko, dla stabilności, opieram się na ustniku, a poza tym robię wszystko tak, jakbym nucił. Z jednym wyjątkiem: wprawiam w delikatne drgania nie moje struny głosowe, tylko usta. Nuć, a poczujesz, jak powinieneś być rozluźniony podczas grania. Nucenie da poczucie tego, jak wspierasz się na swych strunach głosowych, pozwalając płucom swobodnie opróżniać się. Podczas grania poczujesz, jak wspierasz się na ustniku i pozwalasz powietrzu na swobodne opuszczenie płuc. Podczas grania głośnego ważne jest, by zbliżyć się możliwie najbardziej do takiego odczucia, utrzymując dolną część tułowia i całą resztę ciała w stanie tak bardzo rozluźnionym, jak to tylko możliwe. Cała stanowcza niezłomność, konieczna do wydobycia wysokich dźwięków, czy też głośniejszej dynamiki (trzeba użyć trochę siły) ma pochodzić z zadęcia, a nie z tułowia, również nie z ramienia trzymającego suwak.

Od dawna uważam, że brzmienie instrumentu, a puzonu szczególnie, powinno być określane tą samą terminologią, co roczniki wina. Na przykład: „Mocny aromat dębowy, z nutami minerałów, placka ze śliwkami, delikatnie wykończony kwiatem brzoskwini”. Albo: „Dojrzała tarnina, uderza pełnym rumieńca granatem wraz z nutami wiciokrzewu, po których następuje błyskawiczny cios w podbródek”, i tak dalej. Nie jestem ekspertem od wina, ale na pewno łapiecie, o co chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz