sobota, 17 czerwca 2017

Muzyk czy muzykant – dyskusje wokół doboru próby badawczej


Wybrane psychologiczne wyznaczniki tremy koncertujących muzyków profesjonalistów i amatorów - Estetyka i Krytyka 25 (2/2012)  MARCIN SZULC, ANNA OLSZAK

Wątpliwości, które się pojawiły podczas doboru próby, wydają się być natury filozoficznej i dotyczą sposobu podziału grupy badawczej na muzyków profesjonalistów i muzyków amatorów. Autorzy po długich dyskusjach przyjęli nieco arbitralnie, że muzykiem profesjonalnym jest ten, kto szczyci się posiadaniem dyplomu szkoły muzycznej lub też (aby nie zawężać grupy badanej) do niego aspiruje z dużym prawdopodobieństwem jego uzyskania.

Główna wątpliwość dotyczy zatem definicji muzyka, a więc tego, czy dana osoba już nim jest, gdy garnie się z pasją do instrumentów i „coś tam brzdąka”, czy staje się nim faktycznie po otrzymaniu dyplomu, a zatem powinna dojrzeć do tego zaszczytnego miana. Czy student Wyższej Szkoły Muzycznej już jest muzykiem, czy dopiero nim będzie? Krótko mówiąc i parafrazując Cypriana K. Norwida, powstaje pytanie: czy muzykiem się bywa, czy muzykiem się jest?

A jeśli dyplomowany muzyk zarabia na chleb, grając chałturnicze piosenki, czy nadal jest muzykiem, czy też w chwili profanacji traci tytuł? Muzyk, który ukończył szkołę muzyczną, nie musi też pracować w zawodzie muzyka, może grać dla siebie. Liczne przypadki wskazują, iż można komponować, nie będąc muzykiem, jak czynił to Aleksander Borodin, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli rosyjskiej szkoły narodowej XIX wieku, czy wybitny żyjący polski kompozytor Zbigniew Preisner. Autorzy zdają sobie oczywiście sprawę, że nie jest to regułą, lecz raczej kazuistycznym wyjątkiem, niemniej jednak problem ten wydaje się godny podniesienia.

Być może Mozart, który zaistniał artystycznie dzięki swojemu ojcu, nie ukończyłby dziś szkoły muzycznej, biorąc pod uwagę z jednej strony jego talent absolutny oraz pogodne usposobienie zjednujące ludzi przy jednoczesnym braku ogłady i wychowania, a z drugiej strony wymagania szkoły co do minimalnej choćby subordynacji adepta. Analogiczny problem pojawia się we wszystkich sztukach, ot choćby w malarstwie. Próbuje się dziś dokonywać skomplikowanej egzegezy twórczości wybitnego, choć niepełnosprawnego umysłowo prymitywisty Nikifora, który przecież nie ukończył żadnej szkoły i gdyby nie kilku życzliwych ludzi, których spotkał w ciągu swojego dramatycznego życia, nikt zapewne nie podziwiałby dziś jego talentu.

Sprawa zupełnie się komplikuje, gdy włączymy do interesującej nas grupy muzyków spoza kręgu muzyki klasycznej. Wśród wykładowców akademii muzycznej o konserwatywnych poglądach panuje względnie zgodna opinia, że: muzyką jest tylko muzyka klasyczna. Jak zatem sklasyfikować osoby uprawiające jazz, wykonujące muzykę pop czy szeroko pojętego rocka? Czy oni zasługują na miano muzyków profesjonalistów, czy to jednak amatorzy? A jeśli wśród muzyków rockowych znajdą się osoby, które ukończyły szkoły muzyczne i (o zgrozo!) zostały w nich wykładowcami, jak perkusista i muzyk Mike Mangini (zespoły: Anihilator, Extreme, Dream Theater), wykładowca Percussion Dept. na prestiżowej Berklee College of Music w Bostonie, gitarzysta Paul Gilbert (zespoły: Mr Big, Racer X), wykładowca Guitar Institute of Technology w Los Angeles, czy jego kolega z wydziału Nuno Bettencourt (Extreme) – czy są oni nietypowymi przykładami „szarpidrutów”, czy można zaliczyć ich w poczet profesjonalistów? Rzecz staje się zupełnie zagmatwana, gdy do tego grona włączymy sławnych utalentowanych amatorów: Jimiego Hendriksa, Bona Scota (AC/DC) czy Kurta Cobaina (Nirvana) sklasyfikowanego w 2003 roku przez magazyn „Rolling Stone” na 12. miejscu listy 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów, zaś w 2006 roku na 20. miejscu listy 100 najlepszych wokalistów wszech czasów według „Hit Paradur” (Hit Parader’s Top 100 Metal Vocalists of All Time).

Rozważając psychologiczne aspekty muzykowania, a w szczególności tremy, warto odpowiedzieć przy następnej okazji na te pytania i ewentualnie rozszerzyć grupę badawczą o przedstawicieli innych gatunków muzyki niż zaprezentowani w powyższym artykule. Ciekawe wydaje się również porównanie grup tylko dyplomowanych muzyków występujących solo oraz w orkiestrze, a także zawodowych muzyków, na przykład rockmanów, ale w kategoriach wiodących instrumentów lub instrumentalistów i wokalistów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz