piątek, 10 marca 2017

92. Cios jednocalowy


Jay Friedman, 09.06.2010r., tłum. Łukasz Michalski

Wiele lat temu rozmawiałem z biegłym w sztukach walki kolegą, który wspomniał nazwisko Bruce Lee. Wtedy wydawało mi się, że Bruce Lee był tylko jednym z mnóstwa facetów zajmujących się tą dziedziną i kręcących o tym filmy klasy B. Znajomy wyprowadził mnie z błędu mówiąc, że Bruce Lee był genialny i jedyny w swoim rodzaju; wiele rozmaitych klasycznych form walki przekuł na swój sposób, nadając im unikalny kształt artystyczny. Potem trochę poczytałem o niektórych jego teoriach; jedna z nich dotyczyła sławnego ciosu jednocalowego. Jego pomysłem było to, że odciąganie ramienia w celu wymierzenia ciosu jest zbędne, by gdyby udało się skupić całą energię na bardzo małym obszarze, to cała reszta przesuwu ramienia nie byłaby potrzebna. Ochotniczo zgodził się przyjąć taki cios aktor James Coburn, uczeń i przyjaciel Bruce'a Lee. Wspominał, że po takim uderzeniu przeleciał daleko przez cały pokój, aż na krzesło.

Sprowokowało mnie to do rozmyślań o wykorzystaniu energii bardzo skondensowanej na małej przestrzeni i zastosowaniu tego do grania na instrumentach muzycznych. Stale mówię o szybkim powietrzu, koniecznym do wydobycia dobrego brzmienia przy rozpoczynaniu dźwięku, a ten pomysł z ciosem jednocalowym wydaje się stanowić niezłą analogię. No nie, nie zalecam brania jednocalowego oddechu przy wydobyciu dźwięku– ale, po dużym wdechu, w pewnym momencie zadęcie musi zostać na moment zatkane. Energia, zgromadzona w formie powietrza, podczas uwalniania stanie się jednocalowym powietrznym ciosem. Dlaczego nie można zaczynać nut strumieniem powietrza płynącym powoli? Ponieważ ten rodzaj przepływu powietrza nie wytwarza wystarczająco mocnej częstotliwości podstawowej, a zatem skutkuje minimalną ilością alikwotów, niezbędnych do uzyskania brzmiącego dźwięku. W efekcie powstanie dźwięk matowy i rozlazły, a co ważniejsze – w ogóle nie nośny, szczególnie w cichej dynamice, czyli tam, gdzie nośność jest sprawą najwyższej wagi.

Jak można wyćwiczyć cios jednocalowy? Jestem pewien, że kiedy Bruce Lee go doskonalił, to głównie skupił się na mentalnym wyeliminowaniu wszelkich zbędnych ruchów i skondensowaniu całej energii na możliwie najmniejszej powierzchni. Kosztowało to wiele ćwiczeń i wymagało ogromnej koncentracji umysłu. Na szczęście dysponujemy prostszą metodą dotarcia do celu. Możemy po prostu rozwijać umiejętność grania bardzo krótkich nut brzmiącym dźwiękiem, co automatycznie podniesie tempo przepływu powietrza do prędkości wymaganej przy wydobyciu mocnych częstotliwości podstawowych. Powinniśmy używać tej techniki rozpoczynania nut w każdej artykulacji, bez względu na długość nuty. Otrzymujemy artykulację, w której dźwięk odzywa się ze 100% wybrzmieniem, dokładnie w chwili, w której nuta powinna się rozpocząć. Jeśli wziąłbyś długi dźwięk i przy pomocy żyletki przekroił go pośrodku, to uzyskałbyś wyobrażenie tego, jak dźwięk powinien się zaczynać (i to wcale nie będzie akcent). Problem stanowi naturalna tendencja do korzystania ze strumienia powietrza tym wolniejszego, im dłuższa nuta się zapowiada. Takie doświadczenie może wykazać, że jędrne, wyraźne i brzmiące są tylko bardzo krótkie szesnastki. Ósemki są nieco bardziej płaskie i matowe, wreszcie całe nuty i półnuty brzmią jak buczek mgłowy. Długość nuty nie powinna mieć żadnego wpływu na to, w jaki sposób nuta się zaczyna. Są takie fragmenty literatury orkiestrowej, w których właściwy będzie miękki i beczkowaty rodzaj ataku, choćby ostatnie Es forte w słynnym fragmencie z Symfonii Reńskiej Schumanna. To jednak przypadki stosunkowo rzadkie. Celem zasadniczym powinny być dźwięki odzywające się natychmiast, zaś dodatkową zaletą będzie emisja możliwie najlepszego brzmienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz