piątek, 16 grudnia 2016

73. Jak mógłbym wyraźniej to powiedzieć?


Jay Friedman, 01.10.1997r., tłum. Łukasz Michalski


Ten felieton częściowo będzie poświęcony wyczyszczeniu rozmaitych resztek i skrawków, pozostałych po poprzednich artykułach i odpowiedziach. Po pierwsze i najważniejsze!: Dostaję takie komentarze: „Ponieważ granie na dużym sprzęcie jest trudne, musisz go użyć, żeby móc grać naprawdę głośno”. Mówiłem to już wielokrotnie i znowu powtórzę: Używam tego, co mam, ponieważ daje mi to najlepszy dźwięk. Skąd wziął się ten idiotyczny pomysł, że duży sprzęt służy tylko do głośnego grania? Głośne granie jest prawdopodobnie najmniej ważnym aspektem przy wyborze sprzętu. Poza tym, czy chcąc być bardziej słyszanym, grałbym na puzonie o węższej menzurze? Patrz mi na usta: piękno dźwięku powinno być jedynym kryterium wyboru instrumentu.

Pomówmy przez chwilę o prawdzie absolutnej. Wielu naukowców dowodzi, że nie istnieje nic takiego, jak prawda absolutna. Być może, ale kiedy uderzam piłkę golfową w taki sposób, by poleciała daleko w las, to moje ciało musi wykonać precyzyjny zestaw ruchów, by tam właśnie zakończyła swój lot. Moje ciało poruszało się w tak konkretny sposób, że nie umiałbym dokładnie tych ruchów powtórzyć. Taki skomplikowany ruch nie był i nie jest moim celem, ale piłka pokazała, co wykonało moje ciało, by jej droga skończyła się w tym miejscu. Prawa natury i prawa fizyki nie zajmują się pojęciem dobra i zła. Dobro i zło to pojęcia stworzone przez człowieka. Jeśli w granym fragmencie schodzisz w dół i osiągasz kiepskie brzmienie niskiego dźwięku, którego nie cierpisz (przynajmniej mam taką nadzieję!), to znaczy, że wykonałeś pewien zestaw precyzyjnych działań, by takie brzmienie osiągnąć. Ciało nie rozróżnia dobra i zła. To potrafi tylko umysł. Dlaczego tak sprawnie osiągamy ową ostrą barwę za każdym razem, gdy trafiamy tę nutę? Otóż bardzo wielu ludzi osądza swe granie według tego, co odczuwa, a nie podług rzeczywistego brzmienia. Mózg jest tak cudowny, że nawet nie pragnie od nas wskazania, jak powinien fizycznie wyglądać proces osiągania wspaniałego brzmienia. Mówi nam tylko: „Przedstaw mi to, co chcesz osiągnąć, a ja zatroszczę się o resztę.” To dopiero kontrakt!

Jak osiągnąć wielki dźwięk? Na to składa się równie wiele rzeczy, których masz nie robić, jak i tych, które masz zrobić. Rzadko się o tym mówi i często błędnie rozumie. Co się dzieje, kiedy grasz dźwięk? Bierzesz oddech, ustawiasz zadęcie, odciągasz od szczeliny język, by wypuścić powietrze i rozpocząć dźwięk. Jeśli powietrze, przeznaczone dla konkretnej nuty, wypłynie wystarczająco szybko, to
nie trzeba nic więcej. Jeśli powietrze płynie zbyt wolno, to konieczne jest działanie jakichś mięśni, aby podtrzymać, lub wzmocnić przepływ powietrza. To właśnie psuje dźwięk! Taka nieplanowana aktywność mięśni może być różnoraka: od zaciśnięcia jamy ustnej, aż do mrugania oczami.

Musisz wiedzieć, że jeśli napinasz mięśnie gdzieś blisko słupa powietrza, to psujesz przepływ powietrza, blokując rezonans i powodując kiepski dźwięk. Aby ten proces uprościć, zaczynaj każdy dźwięk, mając na myśli „brzdęk”. Potem, co najważniejsze, nie rób już nic, pozwól tylko, by strumień powietrza płynął bez przeszkód, jak strzałka z indiańskiej dmuchawki. Tak, jak przy dmuchawce: jeśli już wypuściłeś strzałkę, to nie kombinuj. Oczywiście, czasem musisz podtrzymać, ale tym sposobem możesz uzyskać lepsze brzmienie niezależnie od pożądanego efektu wykonawczego. Wypróbuj to na pierwszych taktach solo z Requiem Mozarta, a potem posłuchaj, jak poprawił się Twój dźwięk. Pamiętaj, nie zaczynaj dźwięku z językiem. Zamiast tego, zdmuchnij język z drogi.

Teraz porozmawiajmy o przesłuchaniach. Przesłuchania to stwory dziwaczne, być może nienormalne bardziej, niż cokolwiek innego. Nie ma dwóch podobnych i naprawdę nie dowiesz się więcej o następnym, korzystając z poprzednich doświadczeń. Cóż więc powinien zrobić utalentowany wykonawca? Sądzę, że klucz do wygrywania przesłuchań to styl, muzykalność i osobowość. Wielu wykonawców potrafi perfekcyjnie zagrać przesłuchanie. Twoim zadaniem jest przykucie uwagi jurorów. Załóż, że już przesłuchali wielu grających. Musisz znaleźć sposób, aby się wyróżnić. Styl może okazać się dalekosiężnym sposobem na osiągnięcie tego celu.

To wszystko łatwo się mówi, ale co, tak konkretnie, można zrobić? Taka jedna rada: nie graj wszystkiego długimi, płaskimi nutami i matowym, tępym atakiem. Wprowadzone wyżej pojęcie „brzdęku” da Ci przyzwoity początek budowania dobrego stylu. Graj zróżnicowaną artykulacją, szeroko rozpiętą dynamiką i pamiętaj: żeby grać piano, trzeba piano ćwiczyć, tak, jak forte.

Tajemnica pokonania nerwów podczas przesłuchania to koncentracja. Skoro nie możesz kontrolować sytuacji, skoncentruj się na tym, co możesz kontrolować, czyli na swoim wykonaniu. Nigdy nie zastanawiaj się nad tym, czy się podobasz. Wycisz się całkiem i pogrąż we własnym muzycznym świecie. Nie słuchaj nigdy plotek o preferencjach jury, są jak „najświeższe typowania” dżokeja na wyścigach - nigdy się nie sprawdzają.

Często jestem pytany, czy na przesłuchaniu trzeba grać tak głośno, jak w orkiestrze. Graj tak głośno, jak solista, bo to jest przesłuchanie. W pierwszym rzędzie bierze się pod uwagę jakość dźwięku. Zawsze myśl o sobie, jak o soliście, nawet będąc w orkiestrze, czy chcąc być w orkiestrze. Ćwicz, jak solista, a staniesz się bardziej elastyczny.

Zakończyć chcę kilkoma radami na temat interpretacji fragmentu najczęściej zadawanego na przesłuchaniach, Bolero Ravela. Jednak proszę pamiętać: to tylko moja osobista opinia. Jest wiele, wiele sposobów zagrania tego solo. To efekt moich przemyśleń z okresu ponad 35 lat grania. Jednak nie przestaję o tym myśleć. Niestety, nuty puzonowego solo z Bolero, w wersji opisanej przez Jay’a Friedmana, w tej chwili są niedostępne. Być może wkrótce zostaną dołączone.

Nawiasem mówiąc, do grania tego solo używam puzonu o menzurze .525 (13,34mm-np. Bach 36). W pewnym repertuarze lubię dźwięk puzonu o węższej menzurze. Co to byłaby za radość zagrać Elgara na małym puzonie tenorowym, mając na dole puzon basowy G. Jakiż to byłby dźwięk! Hej, brytyjscy puzoniści, co myślicie na temat odrzucenia instrumentów w amerykańskim stylu i utworzenia sekcji brzmiącej klasycznie, po angielsku, na Międzynarodowy Festiwal Puzonowy? A co o takim pomyśle sądzą puzoniści z innych dużych centrów puzonowej pedagogiki? Jakiż fascynujący byłby to festiwal! Na przykład pod nazwą: „Niech żyją różnice”!

Przez chwilę jeszcze chcę się zatrzymać przy temacie „przekraczania granic”. Nie słyszałem wielu osób przekraczających granice, czy choćby zmierzających w tym kierunku. Co to jest „przekraczanie granic”? To tak silne uwypuklanie pewnego aspektu wykonania, że aż trzeba cofnąć się o krok, by uzyskać najlepszy rezultat. W przypadku piano chodzi o tak ciche granie, że dźwięk się nie odzywa,
przy forte- tak głośne, że aż rażące, granie tak gładkie - że aż zamazane, tak bardzo staccato, że aż dziobato... i późniejsze wycofywanie się, ale z ciągłym trwaniem tuż przy owej granicy. Szczególnie tyczy się to vibrato. Prawie każdy ma vibrato za wąskie i za szybkie. Powoduje to wrażenie małego dźwięku. Spróbuj przekroczyć granicę, zrób za wolne i za szerokie. Da to wrażenie wielkiego dźwięku. Potem wycofaj się, tylko do granicy- ale jej nie przekraczaj. Będzie wspaniale.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz