Jay Friedman, 06.10.2011r., tłum. Łukasz Michalski
Acha, sądzisz, że już wiesz, o czym będzie w tym miesiącu... a może jednak nie. Oczywiście, istnieje wiele aspektów grania na instrumencie dętym blaszanym, przy których podejście typu „walka z instrumentem” byłoby ogromnym błędem. Na przykład spinanie się podczas grania, zbyt silne dociskanie itp. Jednak mogą się zdarzyć inne okoliczności, w których pojęcie „walki” może, wierz lub nie, pomóc w graniu. O jednym z takich przykładów opowiadałem przed laty, chodzi o to, że kiedy puzon wychodzi z fabryki, ma tendencję do emisji laserowo ostrego brzmienia przy forte, a w piano przypomina buczenie syreny mgłowej. I to jest właśnie pole, na którym chciałbym zawalczyć o instrument. Nie w sensie fizycznym, ale drogą obmyślania. Dążąc do zmiany sytuacji, w efekcie będę walczyć z instrumentem, domagając się od niego zmiany bazowej charakterystyki dynamicznej.
Kolejną sprawą, dla której chciałbym walczyć o instrument, jest legato wargowe, które ma tendencję do szybkich, niekontrolowanych przeze mnie, przeskoków z dźwięku na dźwięk, ponieważ strumień powietrza nie ma żadnej szansy na wejście do gry. Czasem alikwoty leżą tak blisko siebie, że zadęcie może „skakać” po nich bez specjalnego użycia strumienia powietrza. Dzieje się tak tylko wówczas, gdy alikwoty leżą bardzo blisko siebie, a nie wtedy, gdy trzeba wykonać rozległe legato wargowe lub duży przeskok między różnymi seriami alikwotów. To właśnie dlatego zawsze strumień powietrza, a nie zadęcie, powinien być czynnikiem zmieniającym dźwięki. By odwrócić i zwalczyć tę tendencję będę ćwiczył odginanie i ślizgi między tymi bliskimi stopniami alikwotów, by nawet legata wargowe w obrębie tercji zostały, dzięki strumieniowi powietrza, wykonane gładko a nie były tylko przeskokiem na następny stopień. W końcu zabrzmią podobnie, jak legata między bardziej odległymi dźwiękami; będą miały szansę być tak samo gładkie.
Zwalczanie tego, co instrument chciałby zrobić w przypadku legat innych, niż wargowe, to coś, o co naprawdę warto walczyć. Weźmy łuk od średniego F w dół do D na pięciolinii (tercja) w kluczu basowym. Puzon chciałby wykonać to w sposób bardzo rozmazany. W powszechnej opinii należałoby przesunąć suwak możliwie najszybciej, bez języka lub z jego niewielką pomocą i przerwać strumień powietrza, dla uniknięcia glissanda legatowego. Lepsze będzie płynne przesunięcie suwaka i zastosowanie języka legatowego pośrodku między tymi dwiema nutami, gdzieś między 2. a 3. pozycją. Dzięki temu powietrze i dźwięk zjadą wraz z suwakiem, zachowując tą samą ilość brzmienia, która była na pierwszej nucie. Innymi słowy, brzmienie pierwszej nuty zostanie przesunięte wraz z suwakiem do nuty następnej, z gładkim i wyraźnym legato.
Podobnie jest w sytuacji odwrotnej- łuki między nutami położonymi blisko siebie, jak i nutami położonymi blisko na suwaku, będą chciały zabrzmieć prawie w ogóle bez legato. Muzyk, niezadowolony z tego co proponuje mu instrument, może to przezwyciężyć. Da się to osiągnąć poprzez nadzwyczajne rozciąganie tej szybkiej zmiany dźwięków, płynne poruszanie suwakiem i dęcie w czasie owej zmiany, „wydmuchiwanie” alikwotów. Chociaż uzyskanie glissanda między tak bliskimi nutami czy pozycjami jest niemożliwe, to jednak powinniśmy się starać je uzyskać. Celem będzie zarówno wykonanie szerokiego, brzmiącego gładko i czysto, łuku od średniego F w dół do D, jak i od F nad pięciolinią do G w 2 pozycji, ORAZ uczynienie łuku od F do G nad liniami tak samo gładkim i z taką samą ilością legato, jak łuk od F do D. To przeciwieństwo tego, na co chciałby pozwolić instrument, lecz są walki, które warto toczyć i wygrywać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz