Jacobs był obdarzony
cudownymi zdolnościami muzycznymi. Niestety, nawet jako dziecko, był słabego
zdrowia.
Mając lat osiem, na statku
płynącym z Kalifornii do Nowego Jorku, zachorował na ospę wietrzną. Początkowo
rodzina próbowała zatrzymać go w kabinie, ale załoga w końcu wykryła
delikwenta. Na statku nie było ambulatorium, więc ulokowano go w szalupie.
Początkowo go nie zamknęli, ale uciekł i odnalazł się w kabinie mamy. Ty razem
go zamknięto. Kanał Panamski oglądał przez kraty luku szalupy.
Dwójka najmłodszych dzieci
w rodzinie, Arnold i Charlotta, nabawiła się choroby dziedzicznej, ataksji* Friedricha. Jacobs często mówił, że
przebył polio, chorobę o podobnych objawach. Ojciec ich wystarczająco długo
uczył się w szkole medycznej, by opiekować się dziećmi w chorobie. Ponieważ
przypadłość zaatakowała nogi, biodra i odruchy, Jacobs otrzymał kategorię 4-F,
stwierdzającą jego niezdolność do służby wojskowej podczas II wojny światowej.
Zawsze też nosił przy sobie latarkę, by widzieć, gdzie idzie.
Któregoś dnia Jacobs
podczas zabawy (był już starszy) powiedział: „Pierwsza dziewczyna, którą
pocałuję, zarazi mnie chorobą.” Złapał szkarlatynę, nadzwyczaj ciężką w latach
dwudziestych chorobę. W wyniku powikłań wywiązało się zapalenie nerek i Jacobs
spędził miesiące w szpitalu. Wtedy właśnie zaczął granie na ustniku, ćwiczenie
kontynuowane później przez całe życie.
Kariera Jacobsa jest
znakomitym przykładem że da się grać, pomimo poważnych problemów medycznych.
Wielokrotnie zdarzało się, że grał wspaniale, mimo cierpień spowodowanych przez
różne fizyczne dolegliwości. „Nie musisz czuć się dobrze, by wydobywać dobry
dźwięk. Zagraj ładnym dźwiękiem, a zaraz poczujesz się lepiej. Nie myśl o tym,
co czujesz grając, ale słuchaj tego, co produkujesz. Miej wyraźny pomysł na
dobry dźwięk, myśl o tym, że jesteś dobry i na pewno wszystko ci się uda.”
Roger Rocco pisze: „Kiedyś
grałem w z Jacobsem (w CSO) partię drugiej tuby w Symfonii Fantastycznej
Berlioza. Był naprawdę poważnie przeziębiony, ledwo mówił. Również chore kolano
dokuczało mu tak, że nie mógł wnieść tuby na scenę. Pamiętam, że pomogłem mu
wnieść instrument na i myślałem, że będę grał I tubę. Nic z tego! Gdy zaczęła
się czwarta część grał swoją partię z jeszcze większą energią i entuzjazmem,
niż kiedykolwiek słyszałem! Mogłem tylko, zdumiony i niedowierzający, śmiać się
z samego siebie i podziwiać czego dokonał, wbrew swemu okropnemu samopoczuciu.”
Jacobs przez całe życie
walczył z chronicznymi dolegliwościami płuc. Już po dołączeniu do Chicago
Symphony zachorował na astmę oskrzelową. Dla muzyka, grającego na instrumencie
o takim zapotrzebowaniu na powietrze jak tuba, mogło to być wyniszczające.
Wbrew nieprawdziwej legendzie Jacobs miał dwa płuca, ale miał też
obniżoną pojemność oddechową.
„Szczególnie źle się
dzieje, kiedy nad Chicago wiszą ciężkie chmury i w powietrzu koncentrują się
pyły, spaliny samochodowe i cząsteczki metali. Grając, wdychamy i wydychamy
olbrzymie ilości niefiltrowanego powietrza. Pewnie trzeba by uchwalić prawo
zakazujące w takim wypadku grania, z powodu szkodliwego wpływu takiego
zanieczyszczonego powietrza na zdrowie.”
I znowu komentarz Rogera
Rocco: „Pan Jacobs wiedział, że starając się utrzymać rozwój swojej kariery,
znalazł sposób na pokonanie swych własnych fizycznych ograniczeń i
niemożliwości. Pamiętam, że w końcu lat sześćdziesiątych jego dalsze granie
było zagrożone z powodu związanych z oddychaniem stałych problemów zdrowotnych.
Lekarze powiedzieli mu, że powinien odejść z orkiestry. Nawet przygotowywał
mnie na to, że to jego ostatni sezon i nie będzie mógł już grać. Ale właśnie
wtedy pojawiły się nowe lekarstwa, które pozwoliły mu kontynuować granie.”
W latach osiemdziesiątych
Jacobs miał operację na raka, po której konieczna była radioterapia, a później
zdarzył mu się w pracowni zawał serca. Bezpośrednio po tournee orkiestry po
Japonii i Hong-Kongu, w roku 1986, znowu trafił do szpitala z powodu woreczka
żółciowego.
W roku 1984 Jacobs
powiedział: „Postarzałem się i moje usta po latach nie są już takie jak
dawniej. Jestem leczony z powodu poważnego problemu płucnego i przeminął
fizyczny komfort grania, który miałem za młodu. Jestem starym kaleką, ale
jeszcze kocham grać.”
Z powodu wszystkich tych
problemów od ponad dwudziestu lat pytano: „Kiedy on chce odejść?” W roku 1979
Jacobs pytał o możliwość swej emerytury i stwierdził: „Muszę powiedzieć, ze
gdybym chciał iść na emeryturę, mógłbym to zrobić już cztery, czy pięć lat
temu, ale jeszcze lubię grać.
Myślę, że mam jedno z najlepszych miejsc w
Orchestra Hall. Z zadowoleniem słucham wspaniałych koncertów, nie płacę - to mi
jeszcze płacą! Więc jeszcze chcę grać. Tuba jest częścią mojego życia, nauczanie
jest częścią mojego życia i słuchanie muzyki jest znaczącą częścią mego życia,
więc ciągle to jeszcze robię.”
Na początku lat
osiemdziesiątych zaczęły się problemy z oczami. Z przymrużeniem oka rozważał:„Może to przez te, obserwowane latami, małe ruchy Reinera? Wprawdzie usunięto
zaćmę, ale wykryto jaskrę. Jego pole
widzenia zaczęło się ograniczać. W swym ostatnim roku pracy w CSO Jacobs używał
powiększonych kopii nut, by móc widzieć.
„Lekarze ostatecznie
rozpoznali problem mego widzenia a ja poszedłem do Sir Georga. Powiedziałem mu,
że choć to dla mnie okropne, zamierzam odejść z orkiestry. Chciał, bym został
do roku 1991 (do setnego sezonu orkiestry), kiedy i on oficjalnie odejdzie ze
stanowiska dyrektora muzycznego. Niestety wiedziałem, że moje dalsze granie
mogłoby być trochę nawet śmieszne. Nie tylko dlatego, ze nie widziałem nut, ale
też dlatego, że nie widziałem ruchów dyrygenta.”
29 września 1988 Jacobs
grał jeden ze swych ostatnich koncertów z Chicago Symphony. Tego wieczoru
nagrodzono go Medalem Theodora Thomasa. Wspólnie z nim odebrali go też inni
odchodzący z zespołu: Leon Brenner, Samuel Feinzimer, Isadore Zverow oraz
Margaret i Donald Evans. Jacobs podziękował publiczności za cale lata wsparcia.
Solti zszedł ze sceny obejmując Jacobsa i mówiąc: „Myślę, że da ci to tyle
energii, że będziesz mógł dokończyć sezon”, jako że nie znaleziono jeszcze jego
następcy. Jacobs faktycznie dograł do końca serii koncertów abonamentowych,
kończąc swą wykonawczą karierę. „Och, będę tęsknił za kolegami- moją muzyczną
rodziną. To zaszczyt grać w tej wielkiej orkiestrze i w jej sekcji blaszanej,
naprawdę zaszczyt. Jestem bardzo szczęśliwy, że stało się to moim udziałem.”
Zamienił „Jedno z
najlepszych miejsc w Orchestra Hall” na estradzie na miejsce wśród publiczności.
Cale lata pani Jacobs miała całosezonowy bilet na czwartkowe wieczorne
koncerty. Dokupili miejsce obok i regularnie przychodzili we czwartek wieczorem
na koncert.
„Z prawdziwa przyjemnością
patrzę wstecz. Wspaniale było mieć zajęcie, przy którym, budząc się rano, masz
ochotę iść do pracy. Siadając, jesteś lekko podekscytowany, bierzesz trąbę* i wspólnie z kolegami robisz trochę
wspaniałej muzyki. Tak było.”
„Przez większą część życia
zajmowałem się zawodowo graniem i naprawdę to lubiłem. Dziś za tym bardzo
tęsknię. Ale mamy swe miejsca na balkonie Orchestra Hall i oglądam moich
grających kolegów. Czasem jest mi trochę dziwnie, ponieważ nadal mam wrażenie,
że należę do estrady. Reprezentuje mnie tam moja trąba. Przed odejściem
sprzedałem ją orkiestrze i p. Pokorny, znakomity tubista który jej teraz używa,
jest z niej bardzo zadowolony. Myślę więc, ze troszkę ze mnie jeszcze na scenie
zostało.”
Jacobs jeszcze naucza* - głównie
w soboty -, jeździ też po kraju, wykładając na kursach mistrzowskich. Chociaż od
odejścia z orkiestry nie występuje już publicznie, gra ciągle, ćwicząc według
znacznie bardziej rozluźnionego programu. Często, podnosząc instrument,
przestrzega słuchaczy, że może ich wprawić w zakłopotanie. Niejeden zdumiałby
się jednak, słysząc jego ciągle żywy, bogaty dźwięk unikalnej piękności. Oczy
widzą coraz mniej, ciału dokucza artretyzm, ale muzykalność i niepowtarzalny
dźwięk ciągle promieniują.
*ataksja - niezborność
ruchowa
* w oryginale
‘horn’, często występujący synonim instrumentu dętego blaszanego (przyp. tłum.)
* Książka
była po raz pierwszy wydana przed śmiercią Jacobsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz