Dzisiaj , kiedy „duży może więcej”, często giną w ogniu walki
sprawy zasadnicze. Tak jest na przykład
z pojęciem pięknego dźwięku i
klarowności, pojęciem które dla mnie po raz pierwszy określił jeden z największych
muzyków jakich spotkałem, dyrygent Hans Rosbaud1.
Myślę, że klarowność oznaczała dla niego
śpiewny dźwięk z czystym podstawowym
rdzeniem, coś o czym często pisuję szczegółowo. Tu nasuwa mi się
stwierdzenie, które najeży włos na
niejednej głowie: grający powinien zawsze,
poza najgłośniejszymi fragmentami, grać możliwie najjaśniejszym dźwiękiem.
Najjaśniejszy - to dla mnie wyrazisty, ożywiony i bardzo brzmiący. „Jasny” nie powinien budzić negatywnych skojarzeń, często
temu określeniu towarzyszących.
Jasny może także oznaczać błyszczący, skupiony,
czysty etc. Modne dziś rozmiary instrumentów współczesnej orkiestry
mogą przytłoczyć tę jasność a to, co w zamierzeniu miało dać duży i
brzmiący dźwięk może, przy braku odpowiednich starań,
stać się matowe i
ciężkie.
Oczywiście nikt nie dąży w fortissimo do
laserowej ostrości i twardości dźwięku ale w umiarkowanej i cichej dynamice zbliżenie się
do laserowej jakości jest
pożądane po prostu ze względu na rozmiary
instrumentów dziś używanych. Weźmy na przykład puzonowe „b”
w średnicy.
Ten dźwięk często wydostaje się z instrumentu
matowy, płasko brzmiący dlatego, bo
łatwo go wydobyć i z powodu zwyczajowego
nie
bzyczenia najbardziej błyszczących,
najjaśniejszych i najżywszych alikwotów tego dźwięku.
Inną powszechną tendencją
jest płaskie, matowe i zamazane granie dźwięku „d” (tego
powyżej „b” w średnicy). Tysiące razy słyszałem takie granie przy ćwiczeniu pierwszego
taktu solo z Requiem Mozarta,
ponieważ łatwo ten dźwięk zagrać. Często grający będzie bzyczał „c” lub nawet
„cis” a z puzonu wydobędzie
się „d”- ale nie będzie ono jasne i brzmiące. Dźwięk „f”
ponad średnim „b” też ma szanse
ucierpieć, jeśli jego najjaśniejsze alikwoty nie będą wybzyczane na ustniku i delegowane w głąb instrumentu. Jasny i
pożądany typ brzmienia można osiągnąć w zasadzie
przy pomocy dwóch elementów. To odpowiednio
mocne zadęcie (i, co równie
ważne, rozluźnione ciało) w połączeniu ze stosunkowo małym, intensywnym i szybko
płynącym strumieniem powietrza.
Tu nasuwa się myśl o
unikalnej właściwości puzonu. Puzon
jest jedynym dętym instrumentem (inaczej niż
gwizdawka suwakowa), który nie wymaga korekty intonacji ustami w
górę lub w dół. To daje
nam możliwość wydobycia każdej wysokości
dźwięku trafiając w jej „najczulszy
punkt”. Oznacza to, że możemy zagrać
każdy dźwięk mając na celu
tylko i wyłącznie osiągnięcie najbardziej wyrazistego, najczystszego i
najjaśniej brzmiącego dźwięku a potem dopiero dokonać
korekty intonacji suwakiem. Jak się
za to zabrać? Zagraj w średnicy
gamę przez jedną oktawę,
jeden dźwięk na raz (ćwierćnutami)
w dynamice mezzo piano
i skup się na tym, by każdy dźwięk był tak bardzo jasny i klarowny, jak to tylko jest możliwe. Zauważ, że aby
to osiągnąć trzeba bardziej agresywnie ustawić kąciki zadęcia. Jeśli
odnalezienie złotego środka ustawienia poszczególnych dźwięków będzie
trudne, to w zlokalizowaniu optymalnego centrum pomóc może ruch warg
dzięki zastosowaniu szerokiego szczękowego vibrato.
Kiedy każdy z osobna dźwięk
tej gamy zostanie właściwie wysterowany przyjdzie
czas na ustalenie
gdzie teraz, gdy już dźwięk
został „wycentrowany”, należy zatrzymać suwak.
Możesz to zrobić
za pomocą tunera („korga”),
bo może okazać się konieczne niewielkie obniżenie pozycji by zrównoważyć
zmianę w charakterystyce
brzmienia. Może się to okazać dość ekscytującym odkryciem, jeśli
zostanie wykonane dobrze. Ale uwaga: nie obniżaj wysokości dźwięku zadęciem,
po to jest suwak.
No i jeszcze pamiętaj, że
tuner pokazuje Ci tylko podstawową wysokość
dźwięku a nie wysokość jego umiejscowienia w akordzie.(No!!)
A tak
przy okazji - pobrałem próbną subskrypcję Radia Sirius- a tam mają stację „40’s
on 40”
(chodzi o lata czterdzieste XX
wieku- przyp. tłum). Grają tam muzykę
big- bandów z tej epoki.
Chłopie, muszę Ci to powiedzieć: jeśli jesteś trębaczem
lub puzonistą musisz posłuchać
muzyków i bandów z tych czasów. Grają z prawie klasyczną jakością, tak rzadko
słyszaną dzisiaj. Myślę, że wielu z nich
mogło być znakomitymi w każdej dziedzinie
muzyki, również w symfonice. Nie reklamuję tu Radia Sirius-
bo można w inny sposób dotrzeć
do muzyki tych lat.
Naprawdę źle się stało, że w latach pięćdziesiątych świat
oszalał na punkcie
gitar elektrycznych i
odesłał w zapomnienie erę big - bandów. Ale cóż to była za wspaniała
dekada dla instrumentalistów, a dla trębaczy, puzonistów
i saksofonistów w szczególności!
1 Austriacki dyrygent zmarły w 1962 roku. Prowadził jako szef znakomite
orkiestry- m. in. radiową
we Frankfurcie, filharmonię w Monachium. Dyrygował pierwszymi wykonaniami dzieł Beli Bartoka, Paula Hindemitha, Arnolda Schoenberga.