Jay Friedman, 09.04.2010, tłum. Łukasz Michalski
Nadszedł czas, by zmierzyć się z problemem, który dręczy prawie każdego grającego na instrumentach o niskiej lub średniej tessyturze: puzonie, puzonie basowym, czy tubie. Dziś jedną z najczęściej występujących wad, wśród niskiej blachy, jest brak wyrazistego dźwięku, co powoduje utratę wybrzmienia, rezonansu. Co konkretnie można zrobić, by temu zaradzić? Jednym z rozwiązań jest ponowne przemyślenie naszego podejścia do legato. Największym powodem utraty dźwięczności we fragmentach legato jest tendencja do unikania języka legatowego, który spaja brzmienie. Miejsce języka legatowego zajmuje technika dozowania małych porcji wdmuchiwanego powietrza (kroplowania) wewnątrz łuków legatowych, szybkie przesuwanie suwaka i anglezowanie podczas przejścia do następnej nuty. Uważam, że to raczej skradanie się wokół legato, niż rzeczywiste jego wykonywanie. Zwykle chodzi o to, by za wszelką cenę uniknąć rozmazania. Tym jednak, co naprawdę może tu pomóc, jest niezbędne skoncentrowanie emitowanego dźwięku, konieczne dla uzyskania dźwięczności. Grający stosują artykulację typu „ho, ho”, ale użycie tych sylab wytwarza pewną lukę pośrodku brzmienia, spowodowaną brakiem wystarczającego zmniejszenia otworu zadęcia. Wyobraź sobie lejek, którego większym i otwartym końcem są Twoje płuca. Jeśli chcesz zebrać całe powietrze i skupić je w nadzwyczaj gęsty, skoncentrowany strumień powietrza, stanowiący sekret wspaniałego brzmienia, to mały koniec tego lejka musi być wielkości rury, którą chcesz napełnić, a nawet mniejszy. Pomocne będzie wymówienie syla „dołf, dołf” [„daauuw, daauuw”] podczas grania łuków legatowych. Umożliwi dęcie w trakcie samych łuków a nie obok nich, zapewni węższe otwarcie i pozwoli pozbyć się obaw o rozmazanie. Da lepszy, wyrazistszy i bardziej brzmiący dźwięk. Trzeba koniecznie pamiętać o zastosowaniu języka legatowego od razu po starcie suwaka, przesuwającego się do następnej nuty, także o zakończeniu użycia języka zanim suwak do tej nuty dotrze. W związku z tym będzie to słyszalne mniej więcej w połowie łuku; w przeciwnym razie zdarzy się niechciane rozmazanie, jakby język legatowy nie został w ogóle użyty. Niemal wszyscy, w pewnym stopniu, stosują język legatowy zbyt późno. Im wcześniej się go użyje, tym lepsze będzie legato, wyrazistsze brzmienie i pewniejsze połączenie.
Głównym powodem wątpliwości związanych ze stosowaniem języka legatowego w łukach legatowych są obawy o nadmierne użycie języka, ale to błędny pogląd. Zaletą koncepcji używania języka legatowego jest spora ilość różnorodnych możliwości jego stosowania, od bardzo lekkiego do bardzo wyraźnego, stosownie dla poszczególnych rejestrów. Ważne, że język legatowy pozwala na utrzymanie dźwięku płynącego między nutami, dając większe i lepsze brzmienie, dzięki większej gęstości dźwięku. Tajemnica wspaniałego brzmienia tkwi w możliwie dużym upakowaniu gęstego dźwięku w zadanej dynamice, zaś język legatowy pozwala to osiągnąć. W niektórych rejestrach trzeba użyć więcej języka legatowego, niż w innych; dotyczy to zwłaszcza zakresu między niskim B a średnim F (obie nuty na pięciolinii w kluczu basowym).
Im wyżej się posuwamy, tym mniej potrzebny staje się język legatowy; w ekstremalnie wysokim rejestrze praktycznie w ogóle nie jest konieczny, ponieważ dźwięk, dzięki wymaganemu w tym rejestrze rozmiarowi szczeliny, jest wystarczająco skoncentrowany. Wcześniej juz pisałem, że języka legatowego używam tylko przy łukach legatowych, a nie przy łukach naturalnych. Do wykonywania łuków naturalnych potrzebne jest tylko elastyczne zadęcie i kontrolowany strumień powietrza. To oddzielna umiejętność, która musi być ćwiczona i rozwijana w ćwiczeniówce, poprzez uczenie się odginania wysokości dźwięku i całkowitego panowania nad strumieniem powietrza.
Spadaj!
Kiedyś już przedstawiałem analogie, opisujące proces właściwego rozpoczynania dźwięków. Chcę przedstawić jeszcze inne mentalne wyobrażenie tego pojęcia. O rozpoczynaniu dźwięku pomyśl tak, jakbyś chciał odgonić komara pstrykając palcami. Gromadzisz energię w środkowym palcu, naciskając nim na opuszkę kciuka. Następnie zwalniasz kciuk, a raczej zostaje on odepchnięty energią zgromadzoną w palcu środkowym. Przecież potrafisz wykonać to od razu, natychmiast – tak właśnie powinien rozpoczynać się dźwięk. Powietrze, to energia zgromadzona w palcu, kciuk będzie zatyczką zadęcia; podmuch odrzuca język (w dół) i powietrze zostaje wyekspediowane naprzód– wszystko dzieje się naraz, w tej samej chwili.
Grającym na niskich instrumentach, szczególnie tubistom i puzonistom basowym, chcę zaproponować pewien eksperyment. Pozwoli upewnić się, że gracie swoim możliwie najlepszym brzmieniem. Po pierwsze, musicie postarać się o dostęp do organów piszczałkowych, następnie zasiąść za kontuarem i zagrać kilka pojedynczych dźwięków, używając tylko klawiatury pedałowej. Jeśli uda się Wam powtórzyć dokładnie barwę i reakcję organowych pedałów, utrzymując jednocześnie ciało w stanie całkowitego rozluźnienia, to znaczy, że osiągnęliście najlepsze brzmienie, jakie jesteście w stanie wydobyć. Ton podstawowy, to podstawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz