piątek, 7 października 2016

87. Diabeł i Pan Johnson


Jay Friedman, 18.09.2016r., tłum. Łukasz Michalski

Napisano już sporo biografii Roberta Johnsona (1911-1938), którego krótkie życie i kariera owiane są legendą. Zmarł tragicznie mając lat 27; gdyby nie seria nagrań dokonanych w latach trzydziestych, to nie pozostałoby po nim żadne dźwiękowe świadectwo. Zaczynał, jako słabo utalentowany gitarzysta. Tak naprawdę prominenci rozkwitającego wówczas bluesa Delty Missisipi opisywali jego granie, jako straszny przekręt. Potem zniknął na jakieś 8 miesięcy, lub 2 lata (różnie źródła podają), a wrócił, jako prawdopodobnie największy gitarzysta wszechczasów. Powiadano (i nadal tak się słyszy), że udał się na bezdroża Missisipi i zawarł pakt z diabłem, któremu sprzedał duszę. Uważano, że nikt nie mógłby być tak dobry i szybki bez pomocy sił nadprzyrodzonych. Eric Clapton wspominał go jako najwspanialszego mistrza wszechczasów, zaś Keith Richards, usłyszawszy go po raz pierwszy w nagraniach, zapytał: „Kto gra razem z nim?”, odnosząc się do skomplikowanej, wielowymiarowej techniki.

Pewnie bliższe prawdy jest to, że znalazł nauczyciela, pojechał studiować i udoskonalił swoje ćwiczenie w sposób, który niemal eliminuje wszelki błąd ludzki. Zaowocowało to nieziemskim postępem, podobnym jak niegdyś u młodego pianisty Franciszka Liszta. Oczywiście ćwiczenie po 10 godzin dziennie nie boli, ale trzeba mieć właściwy sposób ćwiczenia. 

Co rozumiem przez „wszelki błąd ludzki”? Mam na myśli takie ćwiczenie, w którym wyeliminowano wszystko, co nie jest potrzebne w pewnym zręcznościowym przedsięwzięciu, uwzględniając tylko rzeczy niezbędne do osiągnięcia tej umiejętności. Oczywiście całkowite wyeliminowanie błędów ludzkich nie jest możliwe, lecz wiedza o teoretycznym istnieniu takiej możliwości może być silnym czynnikiem motywującym. Ważne jest, aby podczas słuchania wspaniałych artystów zauważyć to, co robią, a także to, czego nie robią. Na przykład nie korzystanie z mięśni niepotrzebnych w danej umiejętności; używanie tylko tych, które są bezpośrednio zaangażowane w uzyskanie pożądanego rezultatu. Wydaje się, że w przypadku blaszanych dęciaków będzie to wyłączne używanie zadęcia i powietrza do osiągania najlepszych rezultatów. Nadmierne używanie wszelkich innych mięśni, tułowia, szyi, nawet przesuwanie ramienia, wpływa ujemnie na efektywność i zmniejsza donośność.

Jak ćwiczyć, by wyeliminować wszelki ludzki błąd? Poprzez rozpoznanie podstawowych, zasadniczych aspektów grania na instrumencie i szlifowanie doskonałości tych aspektów do takiego stopnia, że znikną wszystkie sprawy niebędące nimi.

Brzmi to całkiem prosto, nieprawdaż? To, przede wszystkim, sprawa nie akceptowania normalnych standardów, które inni ustanowili dla tego instrumentu, no, bo jak o tym pomyślisz - to przecież nikt nie nastawia się na bycie instrumentalistą przeciętnym. Oznacza to konieczność ustanowienia własnych standardów różnych spraw, dotyczących wykonawstwa. Zbyt wielu poprzestaje na pewnym etapie biegłości, a potem już tylko zaczynają „przegrywanie materiału”. Ci wyjątkowi zawsze sobie mówią: „Mogę mieć lepszy dźwięk, osiągnąć lepszy styl, frazować bardziej muzykalnie, poprawić intonację i dynamikę itp., itd.”. Ćwiczeniówka to dla muzyka Dział Badawczo Rozwojowy. Tu próbujesz, sprawdzasz, co zadziała, a co działać nie będzie. Rzeczy, które nie działają, mogą okazać się tak samo korzystne, jak te działające, ponieważ wykraczają poza ustalony poziom samozadowolenia i pokazują nam, czego naprawdę nie powinniśmy robić. Pytano Tomasza Edisona, czemu tak długo trwało wynalezienie żarówki. Odpowiedział: „Nie zawiodłem. Sprawdziłem 10000 sposobów, które nie zadziałały”. Stare powiedzonko o „zrobieniu lepszej żarówki” to dobra rada dla muzyków; możemy poddawać w wątpliwość wszystko, co robimy. Tak, jak wiele lat temu zrobił to Robert Johnson na skrzyżowaniu dróg stanowych 1 i 8, niedaleko Rosedale (Mississippi).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz