Pewnego dnia rozmyślałem o tym jak w jasny
i zwięzły sposób przekazać moje
poglądy dotyczące akustyki i jej związków
z graniem na naszych instrumentach.
Nagle uderzyło mnie, że akustyka
sali koncertowej i akustyka
ludzkiego ciała mają
wiele wspólnego. Pomyślałem
o sali ćwiczeń. Być może ktoś z Was miał
możliwość zagrania w jednej z tych
komór akustycznych skonstruowanych przez firmę Wegner.
Kosztuje toto fortunę i
można je zobaczyć
na wystawach lub w wielkich sklepach muzycznych, też u producentów
instrumentów. Większość z tych komór ma możliwość sztucznego uzyskania
warunków akustycznych naśladujących różne znane światowe
sale koncertowe, od bardzo
suchych aż
do silnego
pogłosu. Jeśli w ogóle
zrezygnujemy z wyboru sali czy
typu akustyki, to pomieszczenie
takie będzie kompletnie martwe akustycznie- powstanie komora bezechowa.
Za młodu, będąc studentem, ćwiczyłem w salach tego typu, ponieważ tylko takie dostępne
były w mojej szkole. Spędziłem tam tak wiele czasu, że polubiłem je za
ich
absolutnie bezwzględną akustykę. Rzeczywiście później, już jako zawodowy muzyk, wyklejałem ściany i sufity moich ćwiczeniówek kartonowymi wytłaczarkami
po jajkach, by uzyskać pomieszczenie
niemal całkowicie pozbawione echa.
Tu dochodzimy do sedna sprawy:
Twe ciało, podczas grania
na
instrumencie, funkcjonuje na nieco podobnej zasadzie. Jeśli
większość Twych mięśni jest napięta w czasie grania, to jakbyś odtwarzał
komorę bezechową. Im więcej
mięśni rozluźnisz, tym bardziej akustyczną salę
wybierzesz. Gdy masz rozluźnione
wszystkie mięśnie- poza mięśniami
zadęcia- Twoje granie jest bliskie akustyce najlepszych
sal na świecie, wiedeńskiej Musikverein (siedziba tamtejszej Filharmonii), czy sali Concertgebouw w Amsterdamie.
Taki rezultat
akustyczny określamy jako brzmiący
dźwięk i to właśnie jest tajemnica wielkiego dźwięku, o silnym tonie podstawowym i dającym w rezultacie wiele alikwotów.
Zobacz: gdy lekkoatleta na stadionie przygotowuje
się do startu to
czy napina swe mięśnie z całej siły? Nie!
Potrząsa ramionami
i nogami, chcąc usunąć z nich możliwie całe
napięcie, albowiem rozluźnione mięśnie to prędkość i elastyczność- a to jest potrzebne przy graniu na instrumencie.
Wiele lat temu testowano
blaszanych dęciaków grających fragmenty fortissimo i stwierdzono, że to jedno z najbardziej energochłonnych
zajęć w ogóle.
Musimy zacząć odkładać do
lamusa pojęcie „ściskania dolnej części tułowia”,
razem z innymi powszechnie akceptowanymi, a później
zdyskredytowanymi teoriami. Gdy
rozmiłowałem się w ćwiczeniu w komorze bezechowej, nie znaczyło to, że chciałbym w takim miejscu grywać koncerty.
Skręć więc możliwe mocno gałkę
napięcia Twego tułowia i
podkręć czas pogłosu
w sali koncertowej Twego
ciała. Jeśli potrafisz uzyskać
pogłos w Twej ćwiczeniówce, to wyobraź sobie, czego
dokonasz w sensownej akustyce. Jak
już wielokrotnie mówiłem, cała
praca powinna przebiegać powyżej podbródka
i na
samym początku dźwięku. Kolejną
sprawą do zapamiętania jest
to, dlaczego przed każdym
fragmentem bierzemy pełen oddech, niezależnie
od tego, czy
dany fragment wymaga tego, czy nie.
Kiedy podczas grania wydmuchamy prawie całe powietrze, to jedynym
sposobem na całkowite
opróżnienie płuc będzie
zaangażowanie kilku mięśni tułowia. Może się
to okazać konieczne, choćbyśmy
próbowali uniknąć tego ze wszystkich
sił. Jeśli tylko się da,
to lepiej wziąć więcej powietrza
niż potrzeba,
by nie pozbywać się jego resztek i być zmuszonym do wypychania ostatniego
litra przy pomocy mięśni
tułowia. Wierzcie lub nie, ale
mięśnie klatki piersiowej są znacznie bardziej skuteczne w efektywnym wydmuchiwaniu powietrza niż przepona i znacznie mniej szkodzą
dźwiękowi. Naprawdę można opanować
skuteczne podtrzymywanie końcówki długiego
dźwięku bardziej mięśniami klatki
piersiowej, niż przeponą-
a to zagadnienie jest kolejnym powszechnie źle rozumianym.
Chcę moim czytelnikom złożyć życzenia zdrowego,
szczęśliwego Nowego
Roku i - proszę - dajcie mi znać, o czym chcielibyście czytać w nadchodzącym
roku...