Jay Friedman, March 2011, tłum. Łukasz
Michalski
Mam wrażenie, że obecnie gra
się więcej nut, niż kiedykolwiek
przedtem. Muzycy pokonują ogromne ilości
materiału w karkołomnych szybkościach tak, jakby ten,
który zgromadzi najwięcej nut, miał zostać zwycięzcą! Niestety -
po wielekroć zdarza się, że grający kończy to nutowe zbieractwo na tym samym poziomie, na jakim zaczynał - a naprawdę nie o to chodzi
w tym całym ćwiczeniu
na instrumencie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że
w niektórych szkołach w Rosji
zalecano, by w ramach przygotowania
do
konserwatorium, nauczyć się całego repertuaru na pamięć. To całkowite odejście od tego, co
jest normą na zachodzie. Jednak,
jak prawie zawsze, prawda
leży po środku. To zawsze jest pewien dylemat- jak
bardzo źle musi brzmieć wykonanie,
by muzyka zatrzymać i zawrócić, aby naprawił
dostrzeżone błędy. Oczywiście, jak już kiedyś wspomniałem,
można z tym przesadzić i nie pozwolić ugrać 2 taktów
bez przerywania - a będzie to prawie tak samo niedobre, jak nieprzerywanie w ogóle w celu
poprawy.
Pamiętam sprzed laty, jak
odchodził serial zwany „szkołą czytania a vista”. Zadaniem
grającego było przeczytać
całe ćwiczenie w ogóle bez przerywania. Następnie miał zawrócić, przypomnieć sobie wszystkie błędy, zanotować je w pamięci
i jeszcze raz przeczytać całe ćwiczenie bez
przerywania. W ten sposób powtarzano aż do
chwili, gdy mógł swobodnie zagrać ćwiczenie wiernie oddając zapis
nutowy.
Ta
metoda miała jedno i tylko jedno na celu: rozwinięcie umiejętności
czytania a vista, szybkiego zaznajomienia
się z nieznanym materiałem. Choć z jednej strony był to wspaniały
pomysł, bo dobrze jest posiadać taka umiejętność, to jednak nie zważał na zasadniczą kwestię - że każda sesja
naszego ćwiczenia winna mieć na
celu poprawę naszego
brzmienia. To coś,
czego praca nad czytaniem
a vista, choć wartościowa, jednak nie uwzględnia. Tu nasuwa się pytanie: jak wiele z
naszego codziennego ćwiczenia
nakierowane jest na dokładne
odczytanie i czy nie dzieje się to kosztem dźwięku?
Weźmy takie etiudy Rochuta, które uważam, jak większość grających, za
biblię naszego ćwiczeniowego
repertuaru. Pracując nad nimi z kimś
lub sam, mogę spędzić 10 minut nad
pierwszą frazą. Uważam, że
jeśli uczeń, czy też ja zagramy
pierwszą frazę
wspaniałym dźwiękiem
i znakomitym legato - to potrafimy zagrać tak całą etiudę a być
może i resztę zeszytu
na tym samym
poziomie. I na odwrót-
jak nie uda się z pierwszą frazą, to
w ogóle się
nie uda- łapiesz? Tak, jak praca nad samym
początkiem etiudy stanowi o jakości całego utworu, tak praca nad jakością
1. nuty we frazie determinuje jakość całej frazy. Coś mi się zdaje, że jesteśmy tu
bliscy ustanowienia pewnego
twierdzenia, przynajmniej mam
taką nadzieję.
Przypomnij sobie to stare
powiedzenie: „Z
braku hufnala (gwoździa)
koń stracił podkowę, z braku podkowy stracił się koń, z braku
konia przepadł meldunek,
z braku meldunku
przepadła bitwa, a przez tę
bitwę przegrano wojnę; z przegraną
wojną przepadło królestwo - a wszystko to przez zagubiony gwóźdź”. Teraz możemy dodać własną wersję: przez utratę jakości pierwszej nuty przepada fraza, przez braki frazy przepada cały utwór a z braku utworu cały egzamin diabli wzięli.
W jednym z poprzednich artykułów wspominałem o najcenniejszym czasie spędzonym w ćwiczeniówce,
który nazywam „główkowaniem”. Oznacza to wybór jakiejś nuty
lub frazy i
szczegółową pracę nad jednym
tylko aspektem ich zagrania: brzmieniem
lub artykulacją, może legato
albo głośnym czy cichym zagraniu, wysoko
lub nisko etc. Oznacza
to niezaglądanie
do nut, bo mogłoby
to nieco odwrócić moją uwagę od produktu,
który usiłuję wytworzyć. Nie twierdzę, że ta
metoda ćwiczenia ma być stale
traktowana priorytetowo, ale
pewien procent czasu ćwiczenia
powinien być zawsze poświęcony temu
jak brzmimy a nie przygotowywaniu programu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz